I
W ostatnim czasie zajmuję
się promowaniem jałmużny w internecie nie tylko jako zbiórki na różne potrzeby,
ale także jako posługa wyjaśniania i głoszenia tej idei w jej w miarę czystej
postaci i w jej związku z życiem duchowym człowieka. Zbliża się 2 luty więc
ogłosiłem kwestę na potrzeby Klarysek Kapucynek. Gdyby ktoś nie wiedział, to
kwesta jest zbieraniem jałmużny. Po kilku minutach nagle pojawia się w
komentarzach pytanie: „przepraszam na jakie potrzeby?”, kiedy odpowiadam, że „na
takie jakie mają”, to wtedy autor komentarza prosi, zdaje się nieco szyderczo: „To
może podam swój nr konta bankowego, mam sporo potrzeb a nie mam na nie
pieniędzy...Wspomożecie?”. Być może w tym zwrocie jest jakieś echo gierkowego
wezwania do robotników na Śląsku.
Można by się nad tym
już nie zastanawiać zostawić to jako epizod nie wart zwracania na niego uwagi,
a tym bardziej dalszego komentarza. Jednak coś w tym jest, że kiedy ktoś prosi
o jałmużnę, to odpowiedź na tę prośbę traktowana jest jako dawanie z rozkazem,
z zastrzeżeniem: chcę wiedzieć na co daję. Daję o ile ty zrobisz z tym moim, co
daję, to, co myślę, że zrobisz, a niektórych na pewno nie zrobisz. Gdyby
przyjmujący pieniądze żebrak chciał wypełnić wolę ofiarodawców, to musiałby za
nią kupić jedynie chleb, a nie może już butów, bo ofiarodawcy dają na chleb, a
nie przewidują innych potrzeb proszącego o pomoc.
Drugi problem, który
się tutaj pojawia, to hierarchia potrzeb, bo na jedne potrzeby można dać, a na
inne już nie. Oczywiście czym innym jest potrzeba chleba, a czym innym potrzeba
nauki gry na organach, ale patrząc na siostry klauzurowe, czy chodzi nam o to,
żeby nie umarły z głody, czy chodzi też o to, aby wypełniły swoją misję w
Kościele. Jeśli więc daję jałmużnę, to daję ją Bogu, a skoro daję Bogu, to nie
wymuszam na tym, który ją otrzymuje, aby wykorzystał ją według mego pomysłu. To
jest żądza władzy, kiedy daję po to, aby ktoś działał według mego pomysłu. Ta
żądza władzy staje się uzasadniona tym, że niby żebrak nie jest w stanie
uczciwie wydać pieniądze, dlatego ten, który ma pieniądze, który je daje powinien
się zatroszczyć o biednego nie tylko od strony pieniędzy, ale także od strony,
aby wykorzystał je uczciwie. Tutaj możemy zobaczyć źródło wielu zachowań władzy
państwowej, czy UE. Dają, ale mają pewien plan: tylko na rozwój regionalny,
albo tylko na kanalizację na wsi, a w mieście już nie itp. Być może stoi za tym
troska o to, aby nie popierać zła, czyli, żeby nie dawać na zmarnowanie. W
sferze międzynarodowej i indywidualnej wielokrotnie można podać takie
przykłady. Można jednak podać inne przykłady np. Plan Marshala dla Europy, a
szczególnie Niemiec, który podniósł szybko ich gospodarkę. Centrum tej pomocy,
to bezwrotne pożyczki. Nie to jednak jest przedmiotem naszego rozważania.
Kiedy człowiek rzucił
szyderczą propozycję, to zapomniał o tym, że każdy ma swoją drogę. Siostry
klauzurowe nie mają takiego wyboru jak człowiek w świecie. On może podjąć się
tego, czego one nie mogą z racji na ich powołanie. „Siedem razy na dzień Ci
wysławiam”, to słowo spełnia się za klauzurą. One są znakiem danym przez Boga,
który przypomina o kontemplacji, o tym, że warto się poświęcić Bogu. Bóg ich
utrzymuje i dba o nie poprzez praktykę jałmużny wielu osób. W ten sposób one
mogą nie tylko żyć, ale również uczyć się wielu rzeczy potrzebnych do kultu Bożego
np. gry na organach. Stawiać się na równi z siostrami jest jakąś pychą
człowieka. Choć w godności jesteśmy przed Bogiem sobie równi, to jednak w
powołaniu tak nie jest. Choć cel jest ten sam, to droga jest różna.
Kiedy wspomniany
człowiek prosi, załóżmy, że nie szyderczo, o jałmużnę, to on próbuje wejść
przed siostry nie dlatego, że potrzebuje, albo, że nie ma takich możliwości,
ale dlatego, że chciałby mieć łatwy pieniądz. Trochę jego zachowanie przypomina
kogoś kto chce wejść do kolejki bez stania w niej. Gdyby ktoś jednak potraktował
jego prośbę poważnie, to jest pytanie czy mu dać, czy nie? W świetle jałmużny i
jej roli w życiu duchowym: jeśli chcesz możesz mu dać, byle ze swego, dla Boga,
z radością i w sposób ukryty. Inaczej, jest możliwa jałmużna dla tego człowieka.
Człowiek jest jednak jednością i zaczyna porównywać siostry z nieznajomym
człowiekiem, który wciął się w czyjąś prośbę o jałmużnę. To stąd w sercu biorą
się apele różnych księży, aby nie dawać tym, a dawać tamtym. Jałmużna nie jest
sposobem rozwiązania problemów społecznych, od tego jest sprawiedliwość i
caritas, a jałmużna jest po to, aby otwierać serca dla Boga. Nawet jeśli
wybiorę siostry, to nie mogę potępiać tego, który zechciałby pomóc nieznajomemu
szydzącemu człowiekowi.
II
W innym czasie zapraszam
ludzi do pewnej formy jałmużny jaką jest zamawianie intencji Mszy świętej przez
internet. Taka „wirtualna zakrystia” raz na tydzień. I znowu w komentarzach
pojawił się tekst: „Sam się pomodlę w moich intencjach, a co to ja gorszy od
kapłana? Bóg mnie nie wysłucha? Tak wyjdzie taniej...”. W tym zdaniu jest kilka
rzeczy ważnych pominiętych: samowystarczalność, niezrozumienie kapłaństwa i
tego kogo Bóg słucha. Czy rzeczywiście ksiądz modli się za pieniądze, czy jest
to pewien handel świętościami? Przecież Chrystus powiedział „darmo otrzymaliście
darmo dawajcie”. Po co mieszać w to pieniądze?
Nasze życie duchowe nie jest
samowystarczalne, zbawienie dokonuje się we wspólnocie. Gdy ksiądz odprawia
Msze świętą, to nie odprawia jej jedynie w intencji, którą zamawia ofiarodawca,
ale ma także intencje ogólno kościelne i własne. Modli się za papieża i biskupa
miejsca, za rządzących państwami i ludźmi obecnymi na Mszy, włącza także tych z
którymi pracuje i żyje. Modlitwa jest jak wiara, katolicka, obejmuje
wszystkich. Zdanie, że „sam się pomodlę” jest słuszne jeśli nie wyklucza
modlitwy wspólnej, jako modlitwy Kościoła. Gdyby zamówienie intencji Mszy
oznaczało, że ksiądz ma się modlić, a ja nie, to byłaby to druga skrajność,
równie fałszywa jak to, że nie potrzebuję modlić się w kościele. „Moje intencje”
zawiera w sobie pewną dozę egoizmu, skupienia na sobie i swoim wewnętrznym
świecie. W moich intencjach może być dużo innych osób i ich potrzeb, ale może
również nastąpić redukcja i ograniczenie miłości do świata najbliższego.
Modlitwa wspólna uczy nas otwartości i wyjścia z tego co jest moje.
Samowystarczalność osobista
w modlitwie, wskazuje na to, że nie rozumiemy roli Zbawiciela, a co za tym
idzie również roli kapłana. Z powodu naszych grzechów nie możemy sami się
zbawić, ani sami sobie pomóc. Dlatego dusze w czyśćcu cierpiące czekają na
naszą modlitwę, a choć sobie samym nie mogą już nic pomóc, to swoim
wstawiennictwem mogą pomóc nam, a my im. Jest w tym logika bezinteresowności i modlitwa,
która wychodzi poza ten świat, mająca charakter tworzący wspólnotę wiary.
Przyszedł faryzeusz do świątyni i celnik, obaj zwracają się bezpośrednio do
Boga, ale jeden jest sprawiedliwy, a drugi grzesznikiem, co więcej ów sprawiedliwy
faryzeusz pogardza grzesznym celnikiem, a jednak Bóg usprawiedliwił celnika, a
nie faryzeusza. Dlaczego? Bo celnik potrzebował usprawiedliwienia, a faryzeusz
nie. Gdy Chrystus ustanawia Eucharystię, czyli bezkrwawe uobecnienie ofiary
Krzyża, to jednocześnie mówi: czyńcie to na moja pamiątkę. Ofiara Chrystusa
jest wydana za nasze grzechy i za grzechy całego świata. Nie każdy może tę
ofiarę uobecnić, jedynie kapłan ważnie wyświęcony. Gdy przychodzimy na Mszę
świętą, to nie tylko po to, aby indywidualnie się pomodlić, bo to możemy zrobić
poza Mszą i poza kościołem. A jednak podstawowy sens przychodzenia na Mszę
święta jest w ofierze Chrystusa. W czasie Mszy uczestniczymy w Jego zbawczej
Ofierze, spożywamy Jego Ciało i pijemy Jego Krew. Tego nieznajomy kolega nie
jest w stanie sobie zapewnić. Gorszy od kapłana może nie jest, co więcej może być
nawet moralnie świętszy, ale niestety nie ma władzy konsekrowania chleba i
wina.
Czy Bóg wysłucha? Bóg „pokornym
daje łaskę, a pysznym się sprzeciwia” (Jk 4,6). „A
i jeszcze się chciałem zapytać co Pani sądzi o tym, czy jeśli kapłan za
pieniądze będzie modlił się w moich intencjach Bóg wysłucha go bardziej niż
gdybym to ja sam o nie prosił?” Kapłan nie modli się za pieniądze, bo wtedy ten
kto zamawia Mszę świętą kupował by jego modlitwę i samą Mszę. Takie podejście
do modlitwy implikuje rozumienie handlowe. Świątynia serca, która stała się
miejscem handlowania, to częste zjawisko, ale tak naprawdę chodzi o to, że Kapłan
ma za zadanie uobecniać codziennie Ofiarę za grzechy świata, także za swoje, a
Krew Jezusa gładzi grzechy, ofiara eucharystyczna to uobecnia. Jednocześnie
współofiarujemy się w tej ofierze Bogu czego znakiem jest nie tylko obecność,
ale również modlitwa, post i jałmużna. Św. Grzegorz Wielki w „Liście
do obywateli Rzymu” (603 rok) pisał: „W niedzielę trzeba powstrzymywać się od
zajęć ziemskich i poświęcić czas różnorodnej [tzn. prywatnej i publicznej]
modlitwie, aby zaniedbania popełniane w ciągu sześciu dni wynagrodzić
modlitwami w dniu Zmartwychwstania Pańskiego”. Nasze prywatne modlitwy są
składane razem z Ofiarą Chrystusa i dzięki tej Ofierze nabierają mocy, same w
sobie nie mają wielkiej wartości. Czymże bowiem są akty osobowe człowieka wobec
wieczności…?
Ponadto, czyż szukanie „taniej
modlitwy”, albo „tańszej modlitwy” nie przypomina zachowania rodem z marketu,
gdzie się patrzy na ceny i szuka tańszego produktu…? Czyż nie jest to jakimś
obnażeniem serca chciwego, a ściślej mówiąc skąpego? Można nawet w markecie
zachowywać się inaczej i szukać produktu markowego nie patrząc na cenę. Modlitwa
zależna od pieniądza przypomina Judasza, który widząc Marię jak wylewa olejek
za 300 denarów (roczna pensja) na nogi Jezusa powołuje się na ubogich. Czyż nie
lepiej sprzedać ten olejek i dać pieniądze ubogim? Ewangelista mówi, że był
złodziejem, a złodziejstwo rodzi się z chciwości. Chrystus mówi wtedy, że ubogi
zawsze macie u siebie, ale mnie nie zawsze macie. Może więc nie tyle chodzi o
wojnę na potrzeby, która jest ważniejsza, co o wyczucie czasu, kiedy Bóg chce,
aby dać, a kiedy nie.
Nieznajomy człowiek ów
napisał potem interwencję nie mającą nic wspólnego z modlitwą: „Co
nie zmienia faktu że lepiej te pieniądze przeznaczyć na biednych ludzi i chore
dzieci niż odbudować nowy ołtarz”. I dalej: „Aha, czyli nie interesuje pani to,
że dzieci w Afryce nie mają co pić? Bo przecież trzeba zakupić nowy ołtarz, bo
w aktualnym ułamał się róg, czy księdzu się nie podoba. Proszę Panią, dzisiaj
postanowiłem zostać księdzem, za niedługo wybiorę się do seminarium. Mogłaby mi
Pani ofiarować trochę pieniążków na auto? Bo nie mam czym dojechać... Myślę, że
3000 zł wystarczy. DLA BOGA oczywiście. Na PW mogę podać numer konta. Chętnie na
mszy pomodlę się za Panią oraz za pani rodzinę”.
Gdyby Pani z którą dyskutuje ów człowiek stać było dać
mu na auto, czy zrobiłaby źle? Nie, ale czy on pojechałby do seminarium jak
obiecuje, gdyby otrzymał te pieniądze? Nie wiem, ale ukazał, że w powołanie
często wplątują się pieniądze, bowiem powołany może budzić w sobie nadzieję, że
będzie miał rozwiązany problem pieniędzy i utrzymania („żaden dominus vobiscum
nie umarł nad pustą miską” mówi ludowe przysłowie). Tymczasem niewiele osób
wie, że powołanym zaleca się zrobić właśnie jałmużnę i to nie jakąś małą, ale
ze wszystkiego co ma. Dziewczyna idzie do zakonu, sprzedaje wszystką swoją np. biżuterię
etc. Jałmużna bowiem oczyszcza serce, uwalnia od dyktatury pieniądza. Gdyby
więc ów pan pojechał samochodem do seminarium dostałby polecenie: „Idź sprzedaj
co masz, rozdaj ubogim a potem przyjdź i chodź za mną”. Nawet więc gdyby pani
dała mu te pieniądze, to one nie są gwarantem powołania, a raczej ich oddanie
na jałmużnę. Tylko czy człowiek, który nieco szyderczo traktuje jałmużnę byłby
w stanie ją zrobić?
Inna sprawa w tym samym kontekście zamawiania intencji
Mszy świętej. Młoda, pobożna i zaangażowana katoliczka pisze: „Moją ofiarą może być tylko modlitwa i
przyjęta Komunia Święta (codziennie )...nic więcej nie mogę dać...”. W jej
wypowiedzi ofiara staje się bardzo duchowa, nawet przyjmowanie Komunii świętej
wydaje się być zamknięte w pewnym spirytualizmie. Inaczej „nic więcej nie mogę
dać” być może jest obroną przed ofiarą jałmużny, ale nade wszystko jest to nie
prawda. Modlitwa i Komunia święta dają nam moc do składania codziennej ofiary w
życiu. „Nic więcej nie mogę dać” zaprzecza temu. Codzienne wstawanie, nauka,
sprzątanie, pomoc koleżeńska, zaangażowanie w życie wspólnoty parafialnej, praktyka
cnót, walka z wadami, gorliwość w obowiązkach, dzielenie się dobrami, praktyka
jałmużny, to wszystko można dać Bogu jako ofiarę. A przecież życie codzienne
domaga się również sprawiedliwego zarządzania dobrami, a bez praktyki jałmużny
nie można prowadzić systematycznie bilansu stanu posiadania bez wzmacniania
chciwości. Zastanawia mnie tylko czyż ów spirytualizm nie jest formą chciwości,
czy skąpstwa. Za mało danych, aby wyprowadzić to z oświadczenia owej pobożnej
kobiety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz